piątek, 24 lutego 2017

Pożyczki społecznościowe nie chwyciły. Wolimy brać pieniądze z banku

W całej Europie modne są portale pożyczek społecznościowych, na których ludzie pożyczają sobie nawzajem pieniądze bez pośrednictwa banków. A u nas? Właśnie wycofuje się z Polski jeden z dużych europejskich graczy w tej branży.

W wielu gałęziach gospodarki rozwijają się usługi wykorzystujące tzw. ekonomię współdzielenia. Uber łączy (teoretycznie) ludzi mających wolne miejsca w samochodzie z tymi, którzy chcą się przejechać, AirBnB pozwala wynajmować wolne pokoje, a 4Mobility wypożyczać auta na minuty.

Z rynkiem pieniądza nie jest inaczej. Omijanie banku jako drogiego pośrednika między posiadaczami oszczędności a potrzebującymi pożyczki jest na Zachodzie - np. w USA i Wielkiej Brytanii - ogromnym biznesem, odpowiedzialnym za "duże" kilka procent całego rynku pożyczek. Brytyjski portal ZOPA rocznie pośredniczy przy udzielaniu pożyczek za 200-300 milionów funtów, zaś amerykański Lending Club - za niemal miliard dolarów. W Europie kontynentalnej tego typu firmy są w Niemczech, Francji i na południu kontynentu.

Kluby pożyczkowe bez szału

A u nas? Choć mamy najniższe w historii oprocentowanie depozytów, w bankach trzymamy już ponad 700 mld zł, a pożyczki bankowe jeszcze niedawno były rekordowo drogie, to kluby pożyczkowe nie zrobiły furory. Właśnie wycofuje się z Polski niemiecki portal Lendico, który dwa lata temu wszedł tu z wielkim hukiem oraz z zamiarem zdobycia dominującej pozycji.

To duża firma, działa nie tylko w Niemczech, ale i w Austrii, a niedawno Lendico weszła też do Szwajcarii i Holandii (jej założycielem jest ten sam fundusz inwestycyjny, który wymyślił m.in. Zalando). W Polsce już nie podziała. Posiadacze kapitału, którzy jeszcze niedawno korzystali z usług Lendico, są informowani, że nie mogą już prowadzić nowych inwestycji, zaś po spłaceniu wszystkich pożyczek serwis zostanie zamknięty.

Prawdopodobnie powodem jest niewystarczająco duża popularność usługi. Polski rynek jest mały - rocznie Polacy pożyczają w ten sposób nie więcej niż 30-50 mln zł - a jego największą część zagarnął już Kokos.pl. To platforma pożyczek społecznościowych należąca do trójmiejskiego holdingu Blue Media, która wystartowała już siedem lat temu.

Lendico chciał zdobyć serca Polaków bezpieczniejszą niż u konkurencji formą prowadzenia działalności. O ile w zwykłym serwisie pożyczek społecznościowych - dotyczy to także Kokos.pl - to uczestnicy ustalali ceny pożyczek (platforma jedynie weryfikowała ich tożsamość i wystawiała rating wiarygodności płatniczej), o tyle Lendico proponowało konkretne oprocentowanie w oparciu o własny proces oceny ryzyka. Okazało się, że Lendico nie zdołało zachęcić ani milionów, ani nawet setek tysięcy Polaków, by zabrali pieniądze z banków i pożyczali je samodzielnie.

Kto się bawi w pożyczanie poza bankiem

Niewiele jest krajów rozwiniętych, w których pożyczki społecznościowe tak bardzo nie chwyciły jak u nas. A przecież chwycić powinny, bo statystyki pokazują, że tego typu platformy opłacają się wszystkim. W USA, gdzie oprocentowanie depozytu wynosi 1 proc., a średnia cena pożyczki bankowej to 20 proc., w portalu społecznościowym inwestor pożyczający pieniądze zarabia 7-8 proc. brutto, zaś pożyczkobiorca płaci 12-13 proc.

Ryzyko? Oczywiście wyższe niż w banku, ale każdy tego typu portal oferuje usługi rozdzielenia inwestowanych kwot pomiędzy wiele tzw. projektów pożyczkowych (co zmniejsza ryzyko złego "strzału"). W Polsce platformy pożyczek społecznościowych dodatkowo oferowały nawet usługi gwarancji kapitału: w zamian za nieco wyższą prowizję (zawierającą rodzaj składki ubezpieczeniowej od ryzyka niewypłacalności kontrahenta) klienci mogli się rozkoszować pewnością, że choć zarobią mniej, to w razie nietrafionej pożyczki nie stracą kapitału, ale co najwyżej nie dostaną odsetek.

Ale i to nie wystarczyło, by pchnąć rynek pożyczek społecznościowych w rejony, gdzie mogłyby zagrozić bankom albo choćby firmom pożyczkowym (ich rynek to 5-10 mld zł). Być może problem jest ten sam co w przypadku funduszy inwestycyjnych, oszczędzania na emeryturę i lokowania pieniędzy w akcje - mamy jeszcze za mało pieniędzy i za mało wiedzy, żeby "bawić się" w lokowanie poza bankiem.

A szkoda, bo tam, gdzie pożyczki społecznościowe staną się równoprawną konkurencją w stosunku do banków, firm pożyczkowych i spółdzielni pożyczkowych (w Polsce tę funkcję spełniają SKOK-i), pożyczanie stanie się po prostu tańsze. Obecność firm pożyczkowych już powoli skłania banki do oferowania tańszych pożyczek. Potencjał pożyczek społecznościowych jest znacznie, znacznie większy niż te promile rynku, w których dzisiaj zamykają się te usługi. Tylko jak go wykrzesać?





źródło: Wyborcza.biz

0 komentarze:

Prześlij komentarz